Tytuł: „Bogowie tanga”
Autor: Carolina De Robertis
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 416
"(...) Jak brzmiała ta muzyka? Nigdy się tego nie dowiemy.
Tak to już jest z melodiami: ulatują w powietrze i tam giną.
Tak jak wspomnienia. I ciało.
Wspomnienia, melodie i ciała znikają wraz z naszą śmiercią.
Instrument nie jest jak ciało.
Jest niczym dusza, która trwa, nawet gdy nas już nie ma."
W moim dotychczasowym życiu przeczytałam mnóstwo książek, od zawsze bowiem uwielbiałam czytać. Nie trzeba mnie było do tego zmuszać, czy w jakikolwiek sposób mnie motywować. Oczywiście trafiałam na różne publikacje, raz lepsze, raz gorsze. Niektóre chwytały mnie za serce, wyzwalały ogrom emocji, dostarczały wielu wrażeń, osadziły się w mojej głowie i trwają tam do tej pory, ale były niestety też takie, które mnie irytowały, bulwersowały, nużyły i o których - z chwilą odłożenia na półkę - po prostu zapominałam. Zdarzało się też, że co po niektóre uznałam za jedne z lepszych, jakie miałam okazję przeczytać (takich tytułów jest naprawdę kilka, może kilkanaście). Aczkolwiek nie pamiętam, abym jakąkolwiek powieść nazwała tą najlepszą i najwartościowszą w moim ponad trzydziestoletnim życiu. Do tej pory żadna nie zasłużyła na to miano. Aż do niedawna. Aż do dnia, kiedy poznałam "Bogowie tanga". Zapraszam na moją opinię.
Carolina De Robertis - urodzona w wielkiej Brytanii pisarka urugwajskiego pochodzenia. Autorka powieści: Perła. Niewidoczna góra (uznana przez San Fransisco Chronicle, O, The Oprah Magazine oraz Booklist za najlepszą książkę roku 2009 i nagrodzona włoską Premio Rhegium Julii) i Bogowie tanga - przetłumaczonych na 17 języków. Jest również wielokrotnie nagradzaną tłumaczką literatury latynoamerykańskiej. Mieszka w Kalifornii. (źródło: okładka "Bogowie tanga")
Główną bohaterką powieści jest Leda, która przemierzyła statkiem długą podróż, aby dostać się do Argentyny i rozpocząć nowe życie u boku swego męża o imieniu Dante. Jednak to nie on czekał na nią w porcie, a mężczyzna podający się za jego przyjaciela, który przekazał kobiecie wiadomość o tragicznej śmierci Dantego, a następnie postanowił jej pomóc i się nią zaopiekować. Leda znalazła schronienie u pewnej kobiety, która niegdyś traktowała Dantego jak syna. Zaoferowała jej pracę, dach nad głową i jedzenie. Początkowo Leda była zagubiona, nie miała żadnego konkretnego planu, nie wiedziała, co ma począć. Znalazła się w obcym kraju, w obcym mieście, w otoczeniu kompletnie obcych jej ludzi. Zupełnie sama. Miała tylko skrzypce, które z czasem zapewniły jej byt i sławę. Życie w Argentynie było niezwykle trudne, zatłoczone slumsy imigrantów, strajki anarchistów, niebezpieczeństwo czyhające na rogu każdej ulicy. Kobiety nie mogły same opuszczać dzielnicy, aby nie narazić się na gwałt czy nawet utratę życia. Zajmowały się domem, opiekowały się dziećmi, przygotowywały posiłki, prały, sprzątały, usługiwały mężczyznom, kąpały się zawsze jako ostatnie (w wodzie po mężczyznach, która często była już brudna i mętna). Kobiety nie mogły też stawać na scenie, to był tylko i wyłącznie męski świat. Leda urzeczona tangiem i grą na skrzypcach pragnęła wkroczyć do zakazanego świata. I dokonała tego, obcięła włosy, zabandażowała piersi, założyła ubrania zmarłego męża i stała się mężczyzną o imieniu Dante. Dołączyła do grupy muzyków grających tango. Jednak nieustannie musiała uważać, rozglądać się dookoła, pilnować się, aby jej sekret nigdy nie ujrzał światła dziennego...
Czy ktoś odkrył tajemnicę Ledy i rozpoznał w niej kobietę? Co wydarzyło się w jej życiu? Jak potoczyły się jej dalsze losy?
Zacznę może od tego, dlaczego postanowiłam sięgnąć po tę niezwykłą książkę. Mianowicie jakiś czas temu przeglądając plan wydawniczy Wydawnictwa Albatros, moją uwagę przykuła soczyście czerwona oprawa ze złotym intrygującym i poniekąd tajemniczym tytułem, który sobie zapisałam i cierpliwie czekałam na wiadomość od wydawnictwa z propozycjami książek do zrecenzowania. Gdy nastał ten dzień, okazało się, że w spisie jest też inna pozycja, która mnie zainteresowała, a dokładnie mówiąc "Za zamkniętymi drzwiami". Intuicja podpowiadała mi, abym wybrała "Bogowie tanga", lecz przyznać muszę, że trochę się jej obawiałam, a ściślej rzecz ujmując tego, że być może będzie nudna bądź nieszczególna, a przecież liczy ponad czterysta stron. Z drugiej strony byłam jej przeogromnie ciekawa, a ponadto z opisu wynikało, że zawiera motyw muzyczny, a właśnie muzyka jest moją największą pasją i nie wyobrażam sobie bez niej życia. I to poniekąd przeważyło szalę, dokonałam wyboru "Bogowie tanga". Owszem mogłam wówczas zdecydować się na obie powieści, ale nie mogłam sobie na to pozwolić czasowo. Ostatecznie (po prawie trzech tygodniach) "Za zamkniętymi drzwiami" również do mnie dotarło. Szczerze mówiąc, przez pierwsze dni po otrzymaniu "Bogowie tanga" zwlekałam z lekturą, tak po prostu. Ale pewnego wieczora postanowiłam rozpocząć swoją przygodę z tą tajemniczą powieścią i krótko mówiąc przepadłam. Znalazłam się w innym świecie, innym czasie i miejscu. Odbyłam podróż, z której nie chciałam wracać.
Chciałabym móc przelać na papier wszystkie targające mną uczucia, przekazać wszystkie kotłujące się w mojej głowie myśli, podzielić się wieloma wrażeniami po lekturze tejże książki, w pełni oddać jej klimat, ale nie wiem, czy sobie poradzę, czy dam radę nazwać moje uczucia, a tym samym czy potrafię ubrać w odpowiednie słowa to, co mam do powiedzenia. Nie ukrywam, że dwukrotnie zasiadałam do napisania tej opinii, bowiem za pierwszym razem zwyczajnie się popłakałam (choć od lektury książki minęły prawie dwa tygodnie) i musiałam przerwać pisanie. Myślałam, że uporałam się z emocjami po poznaniu zawartej w niej historii. Okazuje się, że nie, że nadal we mnie tkwią i zapewne zawsze tak będzie na samą myśl o tej opowieści. Każde spojrzenie na okładkę książki przywołuje we mnie wszystkie wspomnienia, cudowne obrazy, wywołujące łzy. Pierwszy raz aż tak zareagowałam, nigdy wcześniej coś takiego mi się nie zdarzyło. Nawet teraz (a jest sobotnie popołudnie) pisząc tę recenzję, muszę hamować napływające do oczu łzy. Powieść ta poruszyła mnie dogłębnie, powaliła mnie, rozwaliła i rozbiła na milion kawałków, których do tej pory nie potrafię i nie mogę poskładać.
Już od pierwszej strony zostałam wciągnięta w tę przepiękną opowieść. A zaledwie po kilku stronach po moich policzkach spływały łzy. Już wtedy wiedziałam, że mam do czynienia z czymś niesamowitym, cudownym, poruszającym. Chłonęłam każdą stronę, każde słowo. Powieść została tak pięknie napisana, plastycznym i bogatym językiem, nasiąkniętym emocjami, że pomimo, iż przepełniona jest bólem, tęsknotą i cierpieniem, to z przyjemnością ją czytałam. Postanowiłam sobie ją dawkować, delektować się nią i powoli smakować. Mogłam ją pochłonąć we dwa wieczory, ale nie widziałam takiego sensu. To bowiem publikacja wymagająca skupienia i uwagi, w pełni angażująca (głównie emocjonalnie), wprawiająca w zadumę, pobudzająca dosłownie wszystkie możliwe zmysły. To ogromna zasługa autorki, jej niewiarygodnego talentu i umiejętności przekazywania emocji, a także przedstawiania historii w niezwykle prawdziwy i wiarygodny sposób. Miałam wrażenie, jakbym realnie uczestniczyła w życiu bohaterów, jakbym rzeczywiście znalazła się w Argentynie i odbywała niezapomnianą, ale jakże bolesną podróż. Wielokrotnie miałam ochotę sprawdzić, a jednocześnie dowiedzieć się, czy ukazane w powieści osoby są fikcyjne, czy może naprawdę istniały, a ich życie po prostu opisano.
"Bogowie tanga" to opowieść przede wszystkim o ogromnej pasji do muzyki, do tanga. Czułam ją całą sobą, słyszałam dźwięki skrzypiec, gitary i bandoneonu, które przenikały moje ciało i docierały do serca, które biło coraz szybciej i mocniej. Nawet moje stopy poruszały się w rytm tanga. Zwyczajnie zapragnęłam wstać i tańczyć. Przesiąknęłam tymi dźwiękami, nagle znalazłam się w Argentynie, widziałam tańczących tango, byłam świadkiem urzekającego i fascynującego widowiska, czułam ten niepowtarzalny klimat. Dla Ledy oraz pozostałych członków zespołu, a także dla mieszkańców Argentyny muzyka była całym światem, żyli nią, poddawali się jej rytmom, przeżywali ją. Oddawali się jej w pełni, zatracali się w niej. Dla wielu była ona największą wartością i jedyną miłością, dla której byli w stanie poświęcić nawet swoje życie.
To też historia ludzi (między innymi Włochów) przybyłych do tego kraju, aby rozpocząć nowe życie, szczęśliwsze, spokojniejsze, po prostu lepsze. Pokonywali długą drogę, liczącą kilka tysięcy kilometrów, by przede wszystkim podjąć pracę, mającą zapewnić im lepszy byt, ale też by dołączyć do rodziny, która już zdążyła się osiedlić w Argentynie. Walczyli o każdy dzień, imali się różnych zajęć - niekoniecznie tych przyzwoitych. Mam na myśli kobiety pracujące w burdelach jako prostytutki - nikt ich nie szanował, nikt nie przejmował się ich problemami, nikt nie dawał im szansy powrotu do "normalności", zostały skazane na siebie, wykluczone ze społeczeństwa. Leda spotkała na swej drodze wiele osób, między innymi: Faustę (z którą dzieliła kabinę na statku, kobieta płynęła do męża), Arturo (który czekał na nią w porcie i przekazał tragiczną wiadomość), Nestore (niewidomy starzec, udzielający Ledzie lekcji gry na skrzypcach), La Strega (która przez pewien czas pomagała Ledzie), Santiago (twórca i prowadzący zespół grający tango i podbijający sceny) oraz wielu innych, którzy mieli znaczący wpływ na jej życie i odegrali w nim bardzo ważne role. Ci ludzie wiele przeżyli, doświadczyli, ich życie nie do końca potoczyło się tak, jak rzeczywiście chcieli. Było przepełnione tęsknotą za rodzinnymi stronami (Leda tęskniła za zielonymi wzgórzami, za Corą), poniekąd samotnością, bólem, pragnieniem miłości i spełnienia, walką o każdy kolejny dzień, walką o siebie. Każda z tych osób miała marzenia (proste, zwyczajne, realne), ale nie każdemu udało się je zrealizować z różnych względów. Me ciało i serce reagowało na ich ból, rozpacz, łzy, pustkę, lęki i obawy. Czułam i przeżywałam wraz z nimi, trzymałam za nich wszystkich kciuki, nawet, jeśli ich postępowanie nie zawsze było słuszne i godne pochwały.
To także opowieść o Argentynie, w której przenikały się głównie zapachy smacznego i obfitego jedzenia, dymu papierosowego, alkoholu i potu mężczyzn tańczących tango. O panujących tam obyczajach, kulturze, mentalności ludzkiej, dzielnicach Buenos Aires (np. La Boca, San Telmo), które skupiały imigrantów, a także niepowtarzalnym i gorącym klimacie charakterystycznym dla tego kraju, niewątpliwie odczuwalnym w każdym fragmencie powieści. To wszystko powodowało, że miałam (i nadal mam) ochotę wsiąść na pokład samolotu i przemierzyć tysiące kilometrów, aby móc zobaczyć opisane miejsca, poczuć autentyczny aromat jedzenia, odwiedzić restauracje, przejść ulicami miasta, posłuchać prawdziwej argentyńskiej muzyki oraz zatańczyć tango. Być może kiedyś mi się to uda.
Powieść traktuje również o zakazanej, a zarazem pięknej miłości pełnej pasji, fascynacji, namiętności, pożądania i poświęcenia. Sceny intymne były niesamowicie zmysłowe, subtelne, gorące, pobudzające wyobraźnię, wywołujące przyspieszone bicie serca, a przede wszystkim pozbawione wulgarności. Były bardzo przyjemne w odbiorze (szczerze mówiąc, nie raz zimny prysznic byłby mile widziany).
"Bogowie tanga" to powieść, którą jestem oczarowana i zachwycona. Nie spodziewałam się aż tak wspaniałej, poruszającej, ujmującej i momentami wstrząsającej historii. Nie sądziłam, że aż tak emocjonalnie ją przyjmę, że będę ją aż tak bardzo przeżywać, że tak bardzo zmieni moje podejście do wielu spraw, że pobudzi wszystkie zmysły, że tak głęboko zakotwiczy się w mych myślach, że rozbije me serce na miliony kawałeczków, a ich poskładanie będzie tak długo trwało. To niezwykła opowieść o pragnieniu niezależności i wolności, zacieraniu się granic osobowości i ich przekraczaniu, radzeniu sobie z utratą bliskich, podejmowaniu walki o siebie i swoje życie, łamaniu zasad, poświęceniu się dla drugiej osoby, ogromnej pasji i miłości do muzyki, a także odnajdywaniu siebie i poszukiwaniu własnej drogi prowadzącej ku szczęściu. W powieści pojawiają się też między innymi: wzmianka o zniszczeniu starożytnego miasta Pompeje, o królu Neapolu, historia skrzypiec podarowanych Ledzie, piękne i ekspresyjne opisy Neapolu, oceanu, miejsc, miast, uliczek, dzielnic w Buenos Aires, a także wspomnienia o Corze. Zakończenie jest - krótko mówiąc - piękne i niebywale wzruszające, ja się po prostu rozpadłam na kawałki.
Podsumowując, jak wspomniałam na początku "Bogowie tanga" to najlepsza książka przeczytana przeze mnie w całym dotychczasowym życiu. Nie ukrywam, że mam ochotę na jej ponowną lekturę, co na pewno uczynię w wolnym czasie, bowiem pragnę znów wrócić do Argentyny i po raz kolejny odbyć tę porywającą i zniewalającą podróż. Jestem przekonana, że nie raz po nią sięgnę, a za każdym razem odkryję w niej coś nowego, wyniosę nowe i jakże cenne wartości oraz doświadczę innych emocji. Gorąco zachęcam do lektury tejże publikacji, którą śmiało mogę nazwać dziełem literackim. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim czytelnikom może przypaść do gustu. To bez wątpienia pozycja wymagająca pełnego zaangażowania, skupienia, czasu, dlatego najlepiej czytać ją w ciszy, wieczorami, z kubkiem gorącej herbaty lub lampką wina i zapasem chusteczek. Serdecznie polecam, całym sercem.
Cytaty:
"(...) Śmierć potrafi być szybka, cara Leda.
Na tym polega życie.
Myślimy, że jesteśmy tacy silni, tacy prawdziwi, ale istnieją rzeczy dużo silniejsze
i prawdziwsze.
My jednak zapominamy o nich, aż jest za późno,
i to one grzebią nas pod warstwą popiołu."
"(...) Jestem tym, co niemożliwe,
a to znaczy, że wszystko jest możliwe,
jak szczelina w tamie czasu."
"(...) Dziesięć lat to długo.
Miałam ochotę jej wówczas powiedzieć: dziesięć lat w życiu młodej kobiety
to wszystko - absolutnie wszystko - jej jedyna szansa
na namiętność, płodność, szansa na to, by zagarnąć dla siebie odrobinę szczęścia.
Jeśli niewłaściwie je wykorzystasz,
zwiędną jak rozkładająca się róża albo wybuchną
i zamienią się w coś strasznego."
"(...) Jest jednak coś, co boli dużo bardziej.
To ból w piersi - pustka w sercu, której nie wypełni nic tak długo,
jak długo będę z dala od domu, w tym zatłoczonym, gwarnym mieście,
nigdy niezasypiającym i nigdy niezwalniającym."
"(...) Dźwięki ją zniewalały.
Przenikały do kości i sprawiały, że krew krążyła szybciej w żyłach.
Nie znała się; nagle przyszło jej do głowy, że nie wie nic,
kompletnie nic o świecie.
Że nie może nic wiedzieć, skoro nie miała pojęcia,
że istnieją takie uczucia, takie dźwięki, taka bezsenność,
melodia bogata niczym noc."
"(...) Cisza była jej tarczą, jej schronieniem.
Niebawem widmowe dźwięki wypełniły jej umysł i zagłuszyły wrogi głos,
który nakazywał jej zdjąć męskie ubrania.
Ów głos zaszył się w kącie pokoju, gdzie kulił się zawstydzony własną porażką
i bezsilny wobec milczącej muzyki."
"(...) Dźwięk to moc w swojej najczystszej postaci.
Zalewa pomieszczenie. Potrafi zalać cały świat.
Człowiek może być zamknięty w pokoju, niezdolny się wydostać,
lecz dźwięk przeniknie przez ściany i zamki i niesiony powietrzem
wydostanie się na wolność, gdzie wszystko, co oddycha
- pies, królowa, dziewczynka taka jak Palmira - będzie w stanie go usłyszeć."
"(...) Może ludzie widzą tylko to, co chcą widzieć,
jakby ludzki wzrok składał się z gotowych szablonów,
ubogich w porównaniu ze światem, dzięki czemu nadal ich zwodziła."
"(...) Nic w jej życiu nie było pewne: pieniądze, chleb, praca, klitka,
w której mieszkała, bliskość sąsiadów,
którzy pod żadnym pozorem nie mogli odkryć, kim naprawdę jest.
Jej życie mogło w każdej chwili wywrócić się do góry nogami,
świadomość tego sprawiała, że czuła się krucha i bezbronna.
A jednak, kiedy stawała na scenie (albo w kącie, jeśli nie było sceny)
i grała, coś się w niej budziło: gorycz tak wielka,
że mogłaby wypełnić sobą całą górę;
potwór, jakaś pradawna istota.
Nigdy pewność, że uda jej się przetrwać.
Nigdy pewność ruchu. Pewność rytmu.
Pewność dźwięków związanych pasją."
"(...) Każdy człowiek ma w sobie nieodkryte obszary,
które stara się ukryć przed światem,
ale wystarczy złapać wspólny rytm,
a wychodzą na jaw i lśnią niczym złoto."
"Odkrywał i pozwolił odkrywać siebie.
Mapa i kompas okazują się zbędne;
ziemia jest nowa i prastara, uczymy się jej i gubimy drogę,
stajemy się nią, rozpadamy się na błyszczące kawałki
i nie potrzebujemy niczego więcej."
Autor: Carolina De Robertis
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 416
"(...) Jak brzmiała ta muzyka? Nigdy się tego nie dowiemy.
Tak to już jest z melodiami: ulatują w powietrze i tam giną.
Tak jak wspomnienia. I ciało.
Wspomnienia, melodie i ciała znikają wraz z naszą śmiercią.
Instrument nie jest jak ciało.
Jest niczym dusza, która trwa, nawet gdy nas już nie ma."
W moim dotychczasowym życiu przeczytałam mnóstwo książek, od zawsze bowiem uwielbiałam czytać. Nie trzeba mnie było do tego zmuszać, czy w jakikolwiek sposób mnie motywować. Oczywiście trafiałam na różne publikacje, raz lepsze, raz gorsze. Niektóre chwytały mnie za serce, wyzwalały ogrom emocji, dostarczały wielu wrażeń, osadziły się w mojej głowie i trwają tam do tej pory, ale były niestety też takie, które mnie irytowały, bulwersowały, nużyły i o których - z chwilą odłożenia na półkę - po prostu zapominałam. Zdarzało się też, że co po niektóre uznałam za jedne z lepszych, jakie miałam okazję przeczytać (takich tytułów jest naprawdę kilka, może kilkanaście). Aczkolwiek nie pamiętam, abym jakąkolwiek powieść nazwała tą najlepszą i najwartościowszą w moim ponad trzydziestoletnim życiu. Do tej pory żadna nie zasłużyła na to miano. Aż do niedawna. Aż do dnia, kiedy poznałam "Bogowie tanga". Zapraszam na moją opinię.
Carolina De Robertis - urodzona w wielkiej Brytanii pisarka urugwajskiego pochodzenia. Autorka powieści: Perła. Niewidoczna góra (uznana przez San Fransisco Chronicle, O, The Oprah Magazine oraz Booklist za najlepszą książkę roku 2009 i nagrodzona włoską Premio Rhegium Julii) i Bogowie tanga - przetłumaczonych na 17 języków. Jest również wielokrotnie nagradzaną tłumaczką literatury latynoamerykańskiej. Mieszka w Kalifornii. (źródło: okładka "Bogowie tanga")
Główną bohaterką powieści jest Leda, która przemierzyła statkiem długą podróż, aby dostać się do Argentyny i rozpocząć nowe życie u boku swego męża o imieniu Dante. Jednak to nie on czekał na nią w porcie, a mężczyzna podający się za jego przyjaciela, który przekazał kobiecie wiadomość o tragicznej śmierci Dantego, a następnie postanowił jej pomóc i się nią zaopiekować. Leda znalazła schronienie u pewnej kobiety, która niegdyś traktowała Dantego jak syna. Zaoferowała jej pracę, dach nad głową i jedzenie. Początkowo Leda była zagubiona, nie miała żadnego konkretnego planu, nie wiedziała, co ma począć. Znalazła się w obcym kraju, w obcym mieście, w otoczeniu kompletnie obcych jej ludzi. Zupełnie sama. Miała tylko skrzypce, które z czasem zapewniły jej byt i sławę. Życie w Argentynie było niezwykle trudne, zatłoczone slumsy imigrantów, strajki anarchistów, niebezpieczeństwo czyhające na rogu każdej ulicy. Kobiety nie mogły same opuszczać dzielnicy, aby nie narazić się na gwałt czy nawet utratę życia. Zajmowały się domem, opiekowały się dziećmi, przygotowywały posiłki, prały, sprzątały, usługiwały mężczyznom, kąpały się zawsze jako ostatnie (w wodzie po mężczyznach, która często była już brudna i mętna). Kobiety nie mogły też stawać na scenie, to był tylko i wyłącznie męski świat. Leda urzeczona tangiem i grą na skrzypcach pragnęła wkroczyć do zakazanego świata. I dokonała tego, obcięła włosy, zabandażowała piersi, założyła ubrania zmarłego męża i stała się mężczyzną o imieniu Dante. Dołączyła do grupy muzyków grających tango. Jednak nieustannie musiała uważać, rozglądać się dookoła, pilnować się, aby jej sekret nigdy nie ujrzał światła dziennego...
Czy ktoś odkrył tajemnicę Ledy i rozpoznał w niej kobietę? Co wydarzyło się w jej życiu? Jak potoczyły się jej dalsze losy?
Zacznę może od tego, dlaczego postanowiłam sięgnąć po tę niezwykłą książkę. Mianowicie jakiś czas temu przeglądając plan wydawniczy Wydawnictwa Albatros, moją uwagę przykuła soczyście czerwona oprawa ze złotym intrygującym i poniekąd tajemniczym tytułem, który sobie zapisałam i cierpliwie czekałam na wiadomość od wydawnictwa z propozycjami książek do zrecenzowania. Gdy nastał ten dzień, okazało się, że w spisie jest też inna pozycja, która mnie zainteresowała, a dokładnie mówiąc "Za zamkniętymi drzwiami". Intuicja podpowiadała mi, abym wybrała "Bogowie tanga", lecz przyznać muszę, że trochę się jej obawiałam, a ściślej rzecz ujmując tego, że być może będzie nudna bądź nieszczególna, a przecież liczy ponad czterysta stron. Z drugiej strony byłam jej przeogromnie ciekawa, a ponadto z opisu wynikało, że zawiera motyw muzyczny, a właśnie muzyka jest moją największą pasją i nie wyobrażam sobie bez niej życia. I to poniekąd przeważyło szalę, dokonałam wyboru "Bogowie tanga". Owszem mogłam wówczas zdecydować się na obie powieści, ale nie mogłam sobie na to pozwolić czasowo. Ostatecznie (po prawie trzech tygodniach) "Za zamkniętymi drzwiami" również do mnie dotarło. Szczerze mówiąc, przez pierwsze dni po otrzymaniu "Bogowie tanga" zwlekałam z lekturą, tak po prostu. Ale pewnego wieczora postanowiłam rozpocząć swoją przygodę z tą tajemniczą powieścią i krótko mówiąc przepadłam. Znalazłam się w innym świecie, innym czasie i miejscu. Odbyłam podróż, z której nie chciałam wracać.
Chciałabym móc przelać na papier wszystkie targające mną uczucia, przekazać wszystkie kotłujące się w mojej głowie myśli, podzielić się wieloma wrażeniami po lekturze tejże książki, w pełni oddać jej klimat, ale nie wiem, czy sobie poradzę, czy dam radę nazwać moje uczucia, a tym samym czy potrafię ubrać w odpowiednie słowa to, co mam do powiedzenia. Nie ukrywam, że dwukrotnie zasiadałam do napisania tej opinii, bowiem za pierwszym razem zwyczajnie się popłakałam (choć od lektury książki minęły prawie dwa tygodnie) i musiałam przerwać pisanie. Myślałam, że uporałam się z emocjami po poznaniu zawartej w niej historii. Okazuje się, że nie, że nadal we mnie tkwią i zapewne zawsze tak będzie na samą myśl o tej opowieści. Każde spojrzenie na okładkę książki przywołuje we mnie wszystkie wspomnienia, cudowne obrazy, wywołujące łzy. Pierwszy raz aż tak zareagowałam, nigdy wcześniej coś takiego mi się nie zdarzyło. Nawet teraz (a jest sobotnie popołudnie) pisząc tę recenzję, muszę hamować napływające do oczu łzy. Powieść ta poruszyła mnie dogłębnie, powaliła mnie, rozwaliła i rozbiła na milion kawałków, których do tej pory nie potrafię i nie mogę poskładać.
Już od pierwszej strony zostałam wciągnięta w tę przepiękną opowieść. A zaledwie po kilku stronach po moich policzkach spływały łzy. Już wtedy wiedziałam, że mam do czynienia z czymś niesamowitym, cudownym, poruszającym. Chłonęłam każdą stronę, każde słowo. Powieść została tak pięknie napisana, plastycznym i bogatym językiem, nasiąkniętym emocjami, że pomimo, iż przepełniona jest bólem, tęsknotą i cierpieniem, to z przyjemnością ją czytałam. Postanowiłam sobie ją dawkować, delektować się nią i powoli smakować. Mogłam ją pochłonąć we dwa wieczory, ale nie widziałam takiego sensu. To bowiem publikacja wymagająca skupienia i uwagi, w pełni angażująca (głównie emocjonalnie), wprawiająca w zadumę, pobudzająca dosłownie wszystkie możliwe zmysły. To ogromna zasługa autorki, jej niewiarygodnego talentu i umiejętności przekazywania emocji, a także przedstawiania historii w niezwykle prawdziwy i wiarygodny sposób. Miałam wrażenie, jakbym realnie uczestniczyła w życiu bohaterów, jakbym rzeczywiście znalazła się w Argentynie i odbywała niezapomnianą, ale jakże bolesną podróż. Wielokrotnie miałam ochotę sprawdzić, a jednocześnie dowiedzieć się, czy ukazane w powieści osoby są fikcyjne, czy może naprawdę istniały, a ich życie po prostu opisano.
"Bogowie tanga" to opowieść przede wszystkim o ogromnej pasji do muzyki, do tanga. Czułam ją całą sobą, słyszałam dźwięki skrzypiec, gitary i bandoneonu, które przenikały moje ciało i docierały do serca, które biło coraz szybciej i mocniej. Nawet moje stopy poruszały się w rytm tanga. Zwyczajnie zapragnęłam wstać i tańczyć. Przesiąknęłam tymi dźwiękami, nagle znalazłam się w Argentynie, widziałam tańczących tango, byłam świadkiem urzekającego i fascynującego widowiska, czułam ten niepowtarzalny klimat. Dla Ledy oraz pozostałych członków zespołu, a także dla mieszkańców Argentyny muzyka była całym światem, żyli nią, poddawali się jej rytmom, przeżywali ją. Oddawali się jej w pełni, zatracali się w niej. Dla wielu była ona największą wartością i jedyną miłością, dla której byli w stanie poświęcić nawet swoje życie.
To też historia ludzi (między innymi Włochów) przybyłych do tego kraju, aby rozpocząć nowe życie, szczęśliwsze, spokojniejsze, po prostu lepsze. Pokonywali długą drogę, liczącą kilka tysięcy kilometrów, by przede wszystkim podjąć pracę, mającą zapewnić im lepszy byt, ale też by dołączyć do rodziny, która już zdążyła się osiedlić w Argentynie. Walczyli o każdy dzień, imali się różnych zajęć - niekoniecznie tych przyzwoitych. Mam na myśli kobiety pracujące w burdelach jako prostytutki - nikt ich nie szanował, nikt nie przejmował się ich problemami, nikt nie dawał im szansy powrotu do "normalności", zostały skazane na siebie, wykluczone ze społeczeństwa. Leda spotkała na swej drodze wiele osób, między innymi: Faustę (z którą dzieliła kabinę na statku, kobieta płynęła do męża), Arturo (który czekał na nią w porcie i przekazał tragiczną wiadomość), Nestore (niewidomy starzec, udzielający Ledzie lekcji gry na skrzypcach), La Strega (która przez pewien czas pomagała Ledzie), Santiago (twórca i prowadzący zespół grający tango i podbijający sceny) oraz wielu innych, którzy mieli znaczący wpływ na jej życie i odegrali w nim bardzo ważne role. Ci ludzie wiele przeżyli, doświadczyli, ich życie nie do końca potoczyło się tak, jak rzeczywiście chcieli. Było przepełnione tęsknotą za rodzinnymi stronami (Leda tęskniła za zielonymi wzgórzami, za Corą), poniekąd samotnością, bólem, pragnieniem miłości i spełnienia, walką o każdy kolejny dzień, walką o siebie. Każda z tych osób miała marzenia (proste, zwyczajne, realne), ale nie każdemu udało się je zrealizować z różnych względów. Me ciało i serce reagowało na ich ból, rozpacz, łzy, pustkę, lęki i obawy. Czułam i przeżywałam wraz z nimi, trzymałam za nich wszystkich kciuki, nawet, jeśli ich postępowanie nie zawsze było słuszne i godne pochwały.
To także opowieść o Argentynie, w której przenikały się głównie zapachy smacznego i obfitego jedzenia, dymu papierosowego, alkoholu i potu mężczyzn tańczących tango. O panujących tam obyczajach, kulturze, mentalności ludzkiej, dzielnicach Buenos Aires (np. La Boca, San Telmo), które skupiały imigrantów, a także niepowtarzalnym i gorącym klimacie charakterystycznym dla tego kraju, niewątpliwie odczuwalnym w każdym fragmencie powieści. To wszystko powodowało, że miałam (i nadal mam) ochotę wsiąść na pokład samolotu i przemierzyć tysiące kilometrów, aby móc zobaczyć opisane miejsca, poczuć autentyczny aromat jedzenia, odwiedzić restauracje, przejść ulicami miasta, posłuchać prawdziwej argentyńskiej muzyki oraz zatańczyć tango. Być może kiedyś mi się to uda.
Powieść traktuje również o zakazanej, a zarazem pięknej miłości pełnej pasji, fascynacji, namiętności, pożądania i poświęcenia. Sceny intymne były niesamowicie zmysłowe, subtelne, gorące, pobudzające wyobraźnię, wywołujące przyspieszone bicie serca, a przede wszystkim pozbawione wulgarności. Były bardzo przyjemne w odbiorze (szczerze mówiąc, nie raz zimny prysznic byłby mile widziany).
"Bogowie tanga" to powieść, którą jestem oczarowana i zachwycona. Nie spodziewałam się aż tak wspaniałej, poruszającej, ujmującej i momentami wstrząsającej historii. Nie sądziłam, że aż tak emocjonalnie ją przyjmę, że będę ją aż tak bardzo przeżywać, że tak bardzo zmieni moje podejście do wielu spraw, że pobudzi wszystkie zmysły, że tak głęboko zakotwiczy się w mych myślach, że rozbije me serce na miliony kawałeczków, a ich poskładanie będzie tak długo trwało. To niezwykła opowieść o pragnieniu niezależności i wolności, zacieraniu się granic osobowości i ich przekraczaniu, radzeniu sobie z utratą bliskich, podejmowaniu walki o siebie i swoje życie, łamaniu zasad, poświęceniu się dla drugiej osoby, ogromnej pasji i miłości do muzyki, a także odnajdywaniu siebie i poszukiwaniu własnej drogi prowadzącej ku szczęściu. W powieści pojawiają się też między innymi: wzmianka o zniszczeniu starożytnego miasta Pompeje, o królu Neapolu, historia skrzypiec podarowanych Ledzie, piękne i ekspresyjne opisy Neapolu, oceanu, miejsc, miast, uliczek, dzielnic w Buenos Aires, a także wspomnienia o Corze. Zakończenie jest - krótko mówiąc - piękne i niebywale wzruszające, ja się po prostu rozpadłam na kawałki.
Podsumowując, jak wspomniałam na początku "Bogowie tanga" to najlepsza książka przeczytana przeze mnie w całym dotychczasowym życiu. Nie ukrywam, że mam ochotę na jej ponowną lekturę, co na pewno uczynię w wolnym czasie, bowiem pragnę znów wrócić do Argentyny i po raz kolejny odbyć tę porywającą i zniewalającą podróż. Jestem przekonana, że nie raz po nią sięgnę, a za każdym razem odkryję w niej coś nowego, wyniosę nowe i jakże cenne wartości oraz doświadczę innych emocji. Gorąco zachęcam do lektury tejże publikacji, którą śmiało mogę nazwać dziełem literackim. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim czytelnikom może przypaść do gustu. To bez wątpienia pozycja wymagająca pełnego zaangażowania, skupienia, czasu, dlatego najlepiej czytać ją w ciszy, wieczorami, z kubkiem gorącej herbaty lub lampką wina i zapasem chusteczek. Serdecznie polecam, całym sercem.
Cytaty:
"(...) Śmierć potrafi być szybka, cara Leda.
Na tym polega życie.
Myślimy, że jesteśmy tacy silni, tacy prawdziwi, ale istnieją rzeczy dużo silniejsze
i prawdziwsze.
My jednak zapominamy o nich, aż jest za późno,
i to one grzebią nas pod warstwą popiołu."
"(...) Jestem tym, co niemożliwe,
a to znaczy, że wszystko jest możliwe,
jak szczelina w tamie czasu."
"(...) Dziesięć lat to długo.
Miałam ochotę jej wówczas powiedzieć: dziesięć lat w życiu młodej kobiety
to wszystko - absolutnie wszystko - jej jedyna szansa
na namiętność, płodność, szansa na to, by zagarnąć dla siebie odrobinę szczęścia.
Jeśli niewłaściwie je wykorzystasz,
zwiędną jak rozkładająca się róża albo wybuchną
i zamienią się w coś strasznego."
"(...) Jest jednak coś, co boli dużo bardziej.
To ból w piersi - pustka w sercu, której nie wypełni nic tak długo,
jak długo będę z dala od domu, w tym zatłoczonym, gwarnym mieście,
nigdy niezasypiającym i nigdy niezwalniającym."
"(...) Dźwięki ją zniewalały.
Przenikały do kości i sprawiały, że krew krążyła szybciej w żyłach.
Nie znała się; nagle przyszło jej do głowy, że nie wie nic,
kompletnie nic o świecie.
Że nie może nic wiedzieć, skoro nie miała pojęcia,
że istnieją takie uczucia, takie dźwięki, taka bezsenność,
melodia bogata niczym noc."
"(...) Cisza była jej tarczą, jej schronieniem.
Niebawem widmowe dźwięki wypełniły jej umysł i zagłuszyły wrogi głos,
który nakazywał jej zdjąć męskie ubrania.
Ów głos zaszył się w kącie pokoju, gdzie kulił się zawstydzony własną porażką
i bezsilny wobec milczącej muzyki."
"(...) Dźwięk to moc w swojej najczystszej postaci.
Zalewa pomieszczenie. Potrafi zalać cały świat.
Człowiek może być zamknięty w pokoju, niezdolny się wydostać,
lecz dźwięk przeniknie przez ściany i zamki i niesiony powietrzem
wydostanie się na wolność, gdzie wszystko, co oddycha
- pies, królowa, dziewczynka taka jak Palmira - będzie w stanie go usłyszeć."
"(...) Może ludzie widzą tylko to, co chcą widzieć,
jakby ludzki wzrok składał się z gotowych szablonów,
ubogich w porównaniu ze światem, dzięki czemu nadal ich zwodziła."
"(...) Nic w jej życiu nie było pewne: pieniądze, chleb, praca, klitka,
w której mieszkała, bliskość sąsiadów,
którzy pod żadnym pozorem nie mogli odkryć, kim naprawdę jest.
Jej życie mogło w każdej chwili wywrócić się do góry nogami,
świadomość tego sprawiała, że czuła się krucha i bezbronna.
A jednak, kiedy stawała na scenie (albo w kącie, jeśli nie było sceny)
i grała, coś się w niej budziło: gorycz tak wielka,
że mogłaby wypełnić sobą całą górę;
potwór, jakaś pradawna istota.
Nigdy pewność, że uda jej się przetrwać.
Nigdy pewność ruchu. Pewność rytmu.
Pewność dźwięków związanych pasją."
"(...) Każdy człowiek ma w sobie nieodkryte obszary,
które stara się ukryć przed światem,
ale wystarczy złapać wspólny rytm,
a wychodzą na jaw i lśnią niczym złoto."
"Odkrywał i pozwolił odkrywać siebie.
Mapa i kompas okazują się zbędne;
ziemia jest nowa i prastara, uczymy się jej i gubimy drogę,
stajemy się nią, rozpadamy się na błyszczące kawałki
i nie potrzebujemy niczego więcej."
Blogger Comment
Facebook Comment